Cześć i czołem. Tęskniłam ;) Doprowadziłam się do jako-takiego ładu (no, poza moimi włosami, którym winna jestem przeprosiny i porządnego fryzjera...). Wracam z makijażem, w którym wykorzystałam 2 pigmenty Kobo. Jeden z nich już na blogu występował, drugi jest nowością zakupioną w obowiązującej jeszcze promocji -40% w Naturze. Planowałam zrobić zupełnie inny makijaż, ale nie mogłam się powstrzymać, musiałam nałożyć cudny kolor Cornflower :D Złotawy cień, który w rzeczywistości wygląda na powiece o wiele bardziej beżowo i pięknie się mieni, to kolejna nowość w mojej kosmetyczce (tak, kupiłam następną, trzecią już paletę Zoevy...). Ale o tym kiedy indziej. :) Pod spodem zapraszam na recenzję tuszu do rzęs, po którym spodziewałam się wiele - niestety, zawiódł mnie bardzo.
Muszę jeszcze dodać małą aktualizację do informacji o bazie Zoevy, z której byłam niesamowicie zadowolona. Niestety, po 4 miesiącach używania, nie nadaje się już do niczego. Przestała trzymać makijaż w ryzach, cienie zjeżdżają w dół po kilku godzinach. Czy któraś z Was posiada ją równie długo i może mi napisać czy ma ten sam problem? Ja byłam niestety zmuszona kupić inną bazę, mam nadzieję, że będzie świetna do samego końca :/
No to jedziemy. Oto oko z chabrowym akcentem.
Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Too Faced - Shadow Insurance
2. puder do brwi Golden Rose / 104
3. paleta cieni Zoeva - Naturally Yours / Smooth Harmony
5. pigmenty Kobo: 506 Blue Mist; 408 S Cornflower
6. żelowa kredka Avon - SuperShock / black
7. kredka Avon - Glimmerstick Brights / Cobalt Cool
8. tusz do rzęs Max Factor - Masterpiece Max / black
Pędzelki: Hakuro H70; Hakuro H76; Giordani Gold - pędzelek do cieni; I on Beauty - Angle Eyeliner
Tak wygląda całość. Wybaczcie moim włosom, przechodzą ciężki okres ;)
A teraz trochę ponadaję. Z tuszem Ace of Face - Eyelure No 4 Volumizing Extreme Mascara+ wiązałam duże nadzieje. Używałam kiedyś innej wersji pogrubiającego tuszu tej firmy i działał na moich lichych rzęsach cuda. Niestety, Eyelure nr 4 to niewypał. Tylko przez krótki okres byłam naprawdę zachwycona jego działaniem - mimo, że producent tego nie obiecywał, cudnie podnosił i podkręcał rzęsy. Podkreślał je bardzo mocną czernią, wreszcie były widoczne z daleka. Niestety, najczęściej musiałam się wspomagać czystą, sylikonową szczoteczką aby je rozczesać. Ace of Face potwornie oblepiał mi rzęsy, z czasem zrobiło się tylko gorzej - zostawiał grudy, ładował się na włoski w nieprzyzwoitej ilości. Po jakichś 2 miesiącach od otwarcia, podjęłam decyzję o rozstaniu. Tu macie przykład jak wyglądał, pod spodem zobaczycie szczoteczkę w powiększeniu - bardzo gęsta, smolista maź okazała się porażką.
