Quantcast
Channel: ZAKAZ PROWOKACJI
Viewing all 67 articles
Browse latest View live

wiosenna limonka + kobaltowy tusz Avon

$
0
0
Makijaż, który dzisiaj prezentuję, powstał na konkurs u Lady Makeup o wiosennej tematyce, dlatego też jest tak naładowany zielenią i soczysty. Może zainspiruje którąś z Was do eksperymentów z kolorami, także jeśli chodzi o tusze do rzęs - na dole kilka słów o kobaltowym z Avonu :)


Na ustach mam pomadkę w płynie Sleek - Matte Me w kolorze Petal


Użyte kosmetyki
1. baza pod cienie Smashbox - 24 Hour Photo Finish Shadow Primer
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. żel do brwi Peggy Sage - Fixateur de Sourcils (Eyebrow Fixer) / Transparent
4. cień MySecret - Matt Eye Shadow / 511
5. cień KOBO - 150 Lime
7. pigment KOBO - 408 S Cornflower
8. kredka KIKO - Glamorous Eye Pencil / nr 412
10. tusz do rzęs Avon - SuperShock Brights / Royal

Pędzelki: Hakuro H70; Hakuro H76; Zoeva 227 Luxe Soft Definer; Maybelline - pędzelek do eyelinera; I on Beauty - Angle Eyeliner


Tusz w kobaltowym kolorze, który mam na rzęsach, to wspominany wcześniej Avon SuperShock Brights w kolorze Royal. Nie posiadam go długo i nie używam często, więc będą to raczej pierwsze wrażenia niż dogłębna recenzja. Na ten moment nie potrafię powiedzieć po jakim czasie przysycha, ale jako że czas "do zużycia" podany przez producenta to tylko 3 miesiące, nie spodziewam się dużo dłuższej żywotności. Maskara nieszczególnie pogrubia lub wydłuża, natomiast nie skleja i ładnie rozczesuje rzęsy. Szczoteczka jest naprawdę duża, sylikonowa, ale całkiem wygodna w użyciu. Najważniejszą cechą tego tuszu jest oczywiście jego kolor - naprawdę bardzo ładny, intensywny i widoczny. Jeżeli szukacie małego urozmaicenia na sezon wiosenno-letni, to chyba całkiem fajna propozycja :)







burgund z turkusem + podkład Missha The Style Fitting Wear

$
0
0
Musicie mi wybaczyć - moja faza na eksperymenty z mocnymi, kontrastowymi kolorami trwa. W związku z tym zapraszam na makijaż w odcieniach burgundu i turkusu. Z pewnością nie każdemu się spodoba i nie każdemu będzie pasował, ale ja czuję się w nim całkiem nieźle :) Poczytajcie też koniecznie o moim ostatnim odkryciu kosmetycznym, czyli rewelacyjnym, mało znanym u nas podkładzie marki Missha - The Style Fitting Wear Foundation. Mam go na twarzy.



Na ustach mam pomadkę marki Avon w kolorze Toasted Rose.


Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Smashbox - 24 Hour Photo Finish Shadow Primer
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. żel do brwi Peggy Sage - Fixateur de Sourcils (Eyebrow Fixer) / Transparent
6. kredka Yves Rocher - Creayon Coluleur Vegetale (Botanical Color Eye Pencil) / 04 Prune Pivoine
9. tusz do rzęs Maybelline - Lash Sensational / Intense Black

Pędzelki: Hakuro H70; Kavai 84; Zoeva 227 Luxe Soft Definer; Zoeva 320 Smoky Liner; Maestro 780; Maybelline - pędzelek do eyelinera; I on Beauty - Angle Eyeliner


A teraz parę słów o podkładzie, w którym się zakochałam. Missha jest marką koreańską, stacjonarnie dość słabo u nas dostępną, jednak na szczęście istnieje ich oficjalny, polski sklep online. Skusiłam się na The Style Fitting Wear Foundation trochę w ciemno i na szczęście trafiłam nie  tylko na produkt świetnej jakości, ale jeszcze w praktycznie idealnym dla mnie kolorze, czyli #21. Podkład opisany jest jako nawilżający i mocno kryjący. Mogę się z tym jak najbardziej zgodzić, bo na pewno nie wysusza, nie podkreśla skórek i wygląda na twarzy gładko, naturalnie, a przy tym zakrywa naprawdę sporo. Niewątpliwym plusem jest wysoki filtr SPF 30/PA++. Konsystencję ma dość rzadką i nie trzeba go wiele, aby rozprowadzić na całą twarz (ja używam w tym celu zwilżonej gąbeczki Oriflame). Po chwili zastyga i utrzymuje się w świetnym stanie przez wiele godzin, bez świecenia w strefie T. Na mojej mieszanej cerze (w stronę suchej) - od rana do wieczora. No i kolor, w którym się zakochałam - jest to naprawdę bardzo jasny, idealny dla bladych osób chłodny, mleczny beż wpadający bardziej w tony żółte, niż różowe. Bardzo rzadko można znaleźć tak ładny odcień. Na dole porównanie do innych, jasnych podkładów, które posiadam. Buteleczka jest szklana, elegancka i praktyczna, bo z pompką. Wypróbujcie, a powiadam wam, nie pożałujecie ;)






eyeliner Maybelline - Master Precise

$
0
0
Tak jak pisałam na fejsie, z racji małej ilości czasu, będę teraz kładła większy nacisk na recenzje kosmetyków, a pokazywany makeup będzie raczej służył wyrobieniu sobie o nich opinii, zamiast jakiejś większej inspiracji makijażowej. Dziś chcę zaprezentować eyeliner, który swego czasu wygrałam w konkursie Maybelline. Wydawać by się mogło, że jest to produkt idealny do zrobienia na szybko ładnych kresek, jednak nie do końca sprawdził się w tej roli. 


Maybelline - Master Precise Liquid Eyeliner na oku prezentuje się tak:


Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Smashbox - 24 Hour Photo Finish Shadow Primer
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. żel do brwi Peggy Sage - Fixateur de Sourcils (Eyebrow Fixer) / Transparent
4. cień KIKO - Water Eyeshadow / 201
5. rozświetlacz the Balm - Mary Lou Manizer
6. kredka Inglot - Kohl Pencil / 05
7. eyeliner w pisaku Maybelline - Master Precise Liquid Eyeliner / Black
8. tusz do rzęs l'Oreal - Miss Manga

Pędzelki: Hakuro H70; I on Beauty - Angle Eyeliner


Z normalnej odległości wygląda to w ten sposób:


Na wstępie dodam, że nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z eyelinerem w formie pisaka, więc nie za bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Wyobrażałam sobie jednak, że będzie to produkt fajny do makijażu wygodnego i szybkiego, bez zbędnej babraniny i potrzeby dodatkowych gadżetów, idealny na wyjazdy. Niestety, minęło trochę czasu, zanim nauczyłam się nim posługiwać.
Największym minusem eyelinera Master Precise jest to, że nie da się nim namalować idealnie gładkiej, nie postrzępionej na krawędziach kreski, a już zwłaszcza jeśli robimy to na otwartym oku (zawsze się w ten sposób maluję). Aby uniknąć efektu poszarpanej na niewielkich załamaniach skóry linii, musiałam powiekę przymknąć, żeby stała się bardziej napięta. Nie jest to dla nie zbyt komfortowy sposób robienia makijażu. Aplikator-gąbeczka jest  co prawda precyzyjny, ale dość miękki i trzeba go lekko docisnąć.
Trwałość Master Precise jest niestety średnia. Eyeliner wytrzyma te 8h w pracy, ale pod koniec dnia możecie zauważyć przetarcia. No i nie polecam wychodzić z nim na deszcz, bo odporność na wodę ma niewielką.
Z plusów - można tym kosmetykiem uzyskać bardzo cienką i precyzyjną kreskę, a czerń jest mocna, widoczna z daleka. No i nie wysechł, jak to ponoć zdarza się często eyelinerom w pisaku, a używam go dość często od początku maja. 
Reasumując, może nie jest to produkt zły, zużyję, ale też zachwycać się czym nie ma. Znam lepsze, z którymi mniej zachodu, pomimo że forma wydaje się bardziej kłopotliwa ;)




 

wieczorowe bordo

$
0
0
Miałam dziś chwilę czasu (a tak naprawdę to nie, ale postanowiłam uprawiać prokrastynację i spychać na dalszy plan rzeczy ważniejsze niż makijaż...) i stworzyłam mocne, wieczorowe oko. Z doklejonymi sztucznymi rzęsami efekt byłby pewnie lepszy, no ale nie miałam już ku temu sposobności. Tak czy siak, być może kogoś zainspiruje :) Mimo, że oko obrysowane jest czarną kreską, nie robi się malutkie dzięki roztarciu jej czarnym cieniem.



Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Smashbox - 24 Hour Photo Finish Shadow Primer
2. puder do brwi Golden Rose /107
5. kredka Gosh - Velvet Touch Eyeliner / Black Ink
7. tusz do rzęs l'Oreal - Miss Manga

Pędzelki: Hakuro H70; Hakuro H76; Zoeva 230 Luxe Pencil; Zoeva 227 Luxe Soft Definer; Zoeva 231 Luxe Petit Crease; Maybelline - pędzelek do eyelinera; I on Beauty - Angle Eyeliner


baza pod cienie Smashbox 24 Hour Photo Finish

$
0
0
Dzisiejszy post będzie o kosmetyku, który niestety bardzo mnie zawiódł. Zawiera też materiały, które nie są zbyt estetyczne (delikatnie mówiąc), ale chciałam dobrze zobrazować moje spostrzeżenia na temat dość drogiej, profesjonalnej bazy pod cienie Smashbox - 24 Hour Photo Finish


Bazę kupiłam w marcu i początkowo byłam z niej bardzo zadowolona. Utrzymywała cienie  tak samo dobrze jak świetny Inglot, ale jej wykończenie było jakby gładsze, a gęsta konsystencja pasty łatwiejsza w aplikacji. Nie podbijała co prawda kolorów tak pięknie jak Urban Decay Primer Potion (na powiece jest bezbarwna), ale nadal był to godny polecenia kosmetyk.


Niestety, mój zachwyt przerodził się w wielkie rozczarowanie, gdy nastały ciepłe, letnie dni z temperaturami 25+. Ja wiem, że każdy makijaż trzyma się wtedy gorzej, a moje powieki nie są może super łatwe w obsłudze (leciutko opadają i w gorącu robią się delikatnie  tłuste), ale od kosmetyku za 90 zł pewnych rzeczy już wymagam. Żadna konkurencyjna baza (a miałam ich już trochę: ArtDeco, Lumene, Zoeva, Urban Decay, Inglot, Too Faced) nie zachowywała się aż tak... skandalicznie. W swoich najgorszych momentach dawały taki efekt, jak Smashbox na środkowym zdjęciu.

Oto fotostory - makijaże z użyciem cienia Kiko z serii Water Eyeshadow (nr 201) + eyeliner Maybelline / kredka Kiko. Pochodzą z 3 różnych dni.

Na początku wszystko pięknie, ładnie.


...ale już po 4,5 h makijaż wygląda brzydko. Widać, że cienie zaczynają znikać i podkreślać zmarszczki:


Po 10h mamy już prawdziwy dramat. Nie tylko po cieniach nie ma śladu, nie przetrwała również kreska.


Nie oczekiwałam deklarowanej przez producenta 24h trwałości, ale litości... I tak, próbowałam z różnymi cieniami - Zoeva zachowuje się tak samo, trochę lepiej trzyma się theBalm, ale nadal po czasie nie jest to coś, z czym chce się na oczach paradować. 
Kupiłam następczynię - padło na Kryolan. Za jakiś czas również podzielę się spostrzeżeniami. :)


ślubny fiolet

$
0
0
Cześć, dziś propozycja z jednym z moich ulubionych kolorów, mianowicie z fioletem. Dość popularna, matowa kombinacja ślubna z lekkim, różowym błyskiem. :) Na ustach konturówka Golden Rose - Dream Lips w kolorze 501.



Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Kryolan - Eye Shadow Primer
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. żel do brwi Peggy Sage - Fixateur de sourcils (eyebrow fixer) / transparent
4. cienie Bikor - Eye Shadow 01 / matowy fiolet
5. paleta cieni Zoeva - Smoky  / Relieve the Moon, Ashes Awake; Real Light
6. pigment Kobo - Pure Pigment / 502 Misty Rose
7. kredka Inglot - Kohl Pencil / 05
8. tusz do rzęs l'Oreal - Miss Manga / czarny
9. fragmenty rzęs Ardell - Demie Wispies + klej Duo

Pędzelki: Giordani Gold - pędzelek do cieni; Hakuro H76; Hakuro H77; Kavai 84; Maestro 630(2); Zoeva 320 Smoky Liner; Yves Rocher - pędzelek do korektora


pastele z przypadku + tusz do rzęs l'Oreal - Miss Manga

$
0
0
Zanim powstał prezentowany makijaż, zmywałam z oczu dwa poprzednie. A i z tego nie jestem zadowolona, bo położony pod cień eyeliner z Inglota przebija i na powiększeniu wygląda jak przyschnięta plakatówka albo szkolny korektor. Już sama nie wiem, czy to ja nie potrafię się nim obsłużyć, czy zwyczajnie jest do dupy. Z normalnej, ludzkiej odległości jest lepiej i makeup wygląda na pastelowy (felerna konturówka nie podbiła mocy zielonego cienia z Zoevy, tylko go rozmydliła). Zwykle wolę o wiele mocniej podkreślone oko, ale od czasu do czasu nachodzi mnie ochota na coś innego i subtelniejszego. Z tej też m.in. okazji, u dołu parę słów o tuszu do rzęs l'Oreal - Miss Manga, który na tle jasnej powieki jest dobrze widoczny. 



Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Kryolan - Eye Shadow Primer
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. konturówka do powiek w żelu Inglot - AMC nr 76 (biała)
7. kredka Inglot - Kohl Pencil / 05
8. paletka cieni Bikor - Eye Shadows 14 / najjaśniejszy, opalizujący cień
9. tusz do rzęs l'Oreal - Miss Manga / czarny

Pędzelki: Hakuro H70; Maestro 630 (2); I on Beauty - Angle Eyeliner


Parę słów o tuszu do rzęs l'Oreal - Miss Manga:
Kupiłam go w ciemno, jak zwykle z nadzieją na obiecywane mega pogrubienie rzęs. I na początku odczułam zawód, bo maskara była poprawna, ale szału nie robiła i do tego sklejała włoski. Dopiero po jakimś miesiącu, kiedy porządnie przyschła, bardziej ją polubiłam, bo daje efekt czarnych, dość gęstych, w miarę dobrze pogrubionych  rzęs. Niezbyt wygodna jest niestety szczoteczka, bo mocno wydłużona i umocowana na uginającym się patyczku - nie lubię tego, gdyż mam wrażenie mniejszej kontroli nad kosmetykiem. Do tego potrafi się mocno osypać i o rozmazanie nietrudno. Podsumowując, wykończę, teraz wygląda całkiem fajnie, ale więcej do Miss Manga nie wrócę na pewno. 




fioletowa pomadka Golden Rose - Liquid Matte Lipstick w kolorze 05

$
0
0
Witam się po dłuuuugiej przerwie, wpadam na chwilę by przestrzec przed zakupem popularnej, matowej pomadki Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick w kolorze 05. Zdjęcia są trochę niesmaczne, ostrzegam ;)



Pomadka ma kolor piękny, choć nie do końca mi pasujący. Za dużo w nim ciepło-czerwonych tonów, liczyłam na chłodniejszy fiolet. Jest świetnie napigmentowana mimo lekkiej formuły, rozprowadza się całkiem sprawnie. Komfort noszenia w normie, chociaż jak to zwykle bywa, wchodzi w zmarszczki i troszkę wysusza usta. Zrobiłam zdjęcie całości, żeby pokazać jaki daje efekt.



wykadrowane usta - powiększenie (zdjęcie oświetlone ringiem + lampą błyskową)



Po jakiejś godzinie zjadłam 2 naleśniki z syropem klonowym i wypiłam szklankę wody. Usta nie wyglądały już dobrze - pomadka wytarła się od środka i w kącikach, na krawędziach zaczęła się  rozmazywać, a co najgorsze - wchodzić w drobniutkie zmarszczki poza konturem ust (zdjęcie oświetlone lampą błyskową)


Musiałam wyjść z domu, ale w takim stanie trochę wstyd, więc poprawiłam co mogłam i poszłam na 1,5 h spacer. W tym czasie nie piłam, nie dotykałam ust, nikogo nie całowałam. Być może raz czy  dwa zawadziłam o usta szalikiem. Po przyjściu do domu zobaczyłam to, czyli pomadkę rozlaną na skórę (pod ustami) - jak bym się upaćkała borówkami (zdjęcie w świetle dziennym).


Na koniec zjadłam bułę z dżemorem, wypiłam herbatę, kawę i zrobiłam to zdjęcie (światło z ringa). Komentarza chyba nie wymaga.


Nie był to mój 1 raz z tą pomadką, robiłam do niej kilka podejść i za każdym razem kończyły się one frustracją, rozczarowaniem i makijażem a la Joker. Nie wiem jak inne kolory, być może zachowują się inaczej, ja 05 polecić nie mogę. Nigdy nie odważyłabym się w niej wyjść na imprezę, a napis kissproof jest całkowitym nieporozumieniem, bo GR odbija się niezwykle łatwo. Być może rozlewaniu się zapobiegłaby dobra konturówka, niestety nie posiadam takowej w odpowiednim kolorze, żeby to sprawdzić. Dajcie znać, jeśli macie jakieś doświadczenia z tymi szminkami, może jest jakiś fajny, trwały kolor?
Pozdrawiam i do następnego :)



ArtDeco - All in One Panoramic Mascara

$
0
0
Dzisiejsze zdjęcia obnażą moje cherlawe rzęsy, ale dzięki temu dobrze będzie widać działanie tuszu ArtDeco - All in One Panoramic Mascara, który ma trochę wad, ale moim zdaniem - można mu je wybaczyć. 


Eleganckie, proste opakowanie zawiera 10 ml produktu.


Szczoteczka jest taka, jak lubię - tradycyjna, spora, włochata.


Tusz od samego początku zachowywał się tak, jak dziś. Nie był zbyt wodnisty, a upływ czasu (prawie 2 miesiące) nie sprawił, że stał się suchy.

Moje rzęsy (na zdjęciu oprószone pudrem) są niestety niewidoczne, bo rosną lekko w dół, są krótkie i proste. Porządny, pogrubiający tusz to podstawa mojej kosmetyczki.


All in One nakładać należy uważnie, bo przy odrobinie nieuwagi, potrafi skleić. Trud jednak moim zdaniem się opłaca, porównajcie sobie zdjęcia - robi mi rzęsy. Tak wygląda jedna warstwa maskary:


Druga warstwa to chyba już zbyt wiele, rzęsy są za bardzo oblepione i obciążone:


Na początku napisałam, że kosmetyk ma trochę wad, więc wymienię pozostałe: rzęsy po nim nie są elastyczne, ale dość sztywne + potrafi się pod koniec dnia lekko osypać. Tak czy siak, kupię go ponownie, bo cena (ok 20 zł na Minti) i działanie są tak dobre, że można przymknąć oko na minusy. Dajcie znać, czy macie podobne odczucia :)
 


paleta cieni Lily Lolo - Pedal to the Metal

$
0
0
Dziś będzie o zakochaniu, które okazało się wielkim rozczarowaniem. Jeszcze nigdy nie pozbyłam się kolorówki w tak ekspresowym tempie - wczoraj wieczorem otrzymałam paczkę, dziś rano została spakowana do zwrotu. 
Paleta marki Lily Lolo wydawała się być strzałem w dziesiątkę - poprzednia, którą miałam z tej serii, czyli Laid Bare (klik) tak bardzo przypadła mi do gustu, że miałam ją kupić ponownie. Zobaczyłam jednak nową, wybitnie chłodną wersję (poza jednym złotym cieniem) i zamówiłam licząc, że będzie przynajmniej tak samo dobra do dziennego makijażu. Eh.


Nie pucowałam opakowania do zdjęć - paleta jest brudna, bo cienie sypią się niemiłosiernie - do tego stopnia, że musiałam powtórnie nakładać pod oczy korektor. Jeden, srebrny, dotarł do mnie rozwalony pomimo zabezpieczenia przesyłki (na szczęście jakoś go uklepałam), a czarny zwyczajnie wypadł wraz z wypraską z opakowania. 



Najgorsze jednak dopiero przed nami. Laid Bare nie było wybitnie mocno napigmentowane, ale nadrabiało pięknym wykończeniem, aksamitnością, przyczepnością, łatwością blendowania. Pedal to the Metal to zestaw suchych matów i wilgotnych brokatów; wszystkie o skandalicznie słabej pigmentacji.

Poszczególne kolory według producenta:
Photo Finish– matowy, kremowy beż
Fuelled– połyskujący, beż z drobinkami
Pole Position– matowy, delikatny brąz
Silver Bullet– połyskujący, srebro z drobinkami
Gold Medal– połyskujący, jasne złoto
Carbon– matowy, ciemny szary
Hook Up– matowy, jasny beż
Black Zinc– matowy, stonowana czerń


Gdybym nałożyła te cienie z palca na rękę, nie zobaczylibyście wiele. Photo Finish wydawał się fajnym kolorem do wspomagania rozcierania czy pod łuk brwiowy, ale to jest "coś" co zostawia tylko nieładną, praktycznie białą poświatę. Hook Up jest po prostu niewidoczny. Pole Position, czyli matowy brąz, tak obiecujący w opakowaniu, na powiece jest cieniem samego siebie. Carbon i Black Zink są do siebie zbliżone, bo czerń jest wyblakła. Fulled i Silver Bullet wyglądają identycznie - to po prostu srebrny pyłek. Jedynie Gold Metal nie przeszedł testu na powiece, ale to już niczego nie zmienia.

Oto próba makijażu (wybaczcie kreskę, trochę przysłania i jest koślawa, bo robiona w pośpiechu, ale chciałam mieć na oczach jakikolwiek element widoczny z normalnej odległości). Aby wyszło cokolwiek, dokładałam, dokładałam i dokładałam. I to niewielkim, precyzyjnym pędzelkiem, który zapewnia koncentrację koloru, a nie delikatnym puchaczem tworzącym od razu mgiełkę.


Podsumowując - totalne rozczarowanie. Nie wiem kogo mogłaby zadowolić taka paleta. Zwłaszcza, że nie kosztuje 30 zł, ale 120,5 + przesyłka. Nawet, jeżeli ktoś boi się mocno nasyconych kolorów, bo nie ma wprawy w nakładaniu i rozcieraniu, dostanie szału usuwając obsypane okruszki. Odradzam, a jeżeli macie już z Pedal to the Metal jakieś doświadczenia, czekam na wasze opinie. :)

róż mineralny MAC - Just a Wisp

$
0
0
Dzisiejszy post poświęcony jest produktowi, który najpierw mnie przestraszył, a potem zachwycił, czyli MAC - Mineralize Blush w kolorze Just a Wisp.


Moja cera bardzo lubi kosmetyki mineralne, dlatego chętnie po nie sięgam. Prezentowany róż jest do tego wypiekany, bardzo wydajny i z długą datą ważności, więc nie martwię się, że nie zużyję go w rok lub dwa. Faktycznie jest drobno zmielony i lekki. Opakowanie, jak to w MAC, minimalistyczne i eleganckie.


Czym mnie przeraził przy pierwszym kontakcie? Błyskiem. Chłodny, cukierkowy róż ma tak mocny, perłowy blask, że można by się zastanawiać, czy nie jest bardziej rozświetlaczem. Traktuję go jako kosmetyk 2w1 i zazwyczaj nie dokładam już niczego błyszczącego na kości jarzmowe.  Z racji tego, że mieni się na bardzo zimny, wręcz niebieskawy odcień, nada się tylko dla dziewczyn o naprawdę chłodnym typie urody. Na ciepłych karnacjach będzie się zbytnio odcinał i wyglądał sztucznie.



Wydawać by się mogło, że róż jest delikatny i ledwo zauważalny, ale to tylko pozory. Intensywność można pięknie budować i już przy drugim pociągnięciu da się przesadzić. Dobrze jest mieć pod ręką pędzel do pudru, którym lekko rozetrze się granice i ewentualnie, w wybranych miejscach, przytępi nieco blask. Kiedy nauczyłam się z nim obchodzić - pokochałam, bo dodaje niesamowicie dodaje świeżości. Jak wygląda na twarzy, możecie mniej więcej zobaczyć na zdjęciu. Jest robione w mocnym sztucznym świetle i niestety błysk kosmetyku nie jest tak dobrze widoczny, ale kolor - jak najbardziej. Dajcie znać jak wam się podoba, ja polecam i na pewno skuszę się jeszcze kiedyś na kolejny odcień.


 

tusz do rzęs MAC - False Lashes Extreme Black

$
0
0
W dzisiejszym odcinku - szybka recenzja tuszu, którego pokaźną próbkę dostałam przy okazji grudniowych zakupów, czyli MAC - False Lashes Extreme Black.


Szczoteczka tuszu jest taka, jaką lubię najbardziej - tradycyjna, włochata, dość spora, zwężająca się. Nabiera odpowiednią ilość produktu, ani raz nie dziabnęłam się nią boleśnie w oko (co się zdarza ze szczoteczkami sylikonowym), jest poręczna.


Jak zapewne wiecie, moje rzęsy są wymagające. Posłużę się wrzucanym już kiedyś zdjęciem, z czym muszę się mierzyć. Lubię efekt gęstych, porządnie pogrubionych i mocno czarnych rzęs - niestety MAC nie do końca wywiązał się z zadania.
Niewątpliwym plusem maskary jest to, że nie wysycha momentalnie po nałożeniu, dlatego długo można oko dopieszczać. Od razu da się zauważyć, że rzęs jest jakby więcej, są wydłużone i podniesione, ale efekt - raczej dzienny, pogrubienie nie takie, jak bym sobie życzyła, czerń nie do końca smolista. Przy drugiej warstwie widać lekkie sklejenie i niewielkie grudki. Najgorsze jest jednak  to, że mocno się osypuje - pod koniec dnia okruszki tuszu pod okiem to pewnik. Słabo, jak na tusz za stówkę. Chociaż tak po prawdzie, nawet za połowę ceny bym go nie kupiła - już za 30 zł w sklepach internetowych można znaleźć lepsze maskary.

podkład Missha - The Style Fitting Wear Foundation: #21 vs #23

$
0
0


Z racji sporego zainteresowania podkładami Missha - The Style Fitting Wear Foundation, mały update z porównaniem kolorów #21 i #23. O tym, jak jest to fantastyczny podkład, można przeczytać tu (#21).

Odcienie nie różnią się jakoś drastycznie, w buteleczkach różnica jest wręcz minimalna, można się pomylić.

#23 jest nieco ciemniejszy i bardziej pomarańczowy, ale nadal jest to podkład jasny i zapewniam, że nie robi na twarzy jajecznicy po solarium. Sprawdził się nawet jako podkład ślubny, pięknie się fotografuje i mimo wysokiego SPF, nie odbija brzydko światła, nie bieli twarzy. Moje zdjęcia na blogu od wielu miesięcy wykonuję mając na sobie #21 i jestem bardzo zadowolona z  tego, jak wygląda.


Dla porównania mam jeszcze zdjęcie z mazem Revlon ColorStay w bardzo popularnym kolorze 150 Buff (cera tłusta i mieszana). Widać, że jest on przy Misshach zdecydowanie bardziej ziemisty, oliwkowy.


Tu raz jeszcze porównanie #21 z innymi podkładami, na białej kartce:


Wiem, że obecnie jest dostępny kolor #13 - nie było go w ofercie, kiedy zaopatrywałam się w moje #21 i #23, więc jestem bardzo ciekawa, jak bardzo jest jasny. Jeśli posiadacie  ten odcień, dajcie koniecznie znać.

cienie Bikor - Morocco nr 8, Creme brûlée

$
0
0
Udało mi się dziś znaleźć chwilę czasu na makijaż (ciężko z tym ostatnio...), więc wklejam wyczekiwane zdjęcia cieni Bikor z serii Morocco 4 Shadows, zestaw nr 8 (Creme brûlée).  


Jest to moja trzecia paleta tej marki. Zachwyty nad jeszcze dostępną, fioletową znajdziecie tu (a tu inny makijaż z jej wykorzystaniem). Druga paletka została wyprzedana, więc jej nie omawiałam. Obydwie miały to do siebie, że zdjęcia na stronie średnio oddawały rzeczywiste kolory. W przypadku Creme brûlée na szczęście nie przeżyłam szoku, brąz ma dokładnie taki odcień, jak sobie wymarzyłam.

Zacznijmy od opakowania, które w stosunku do okrągłych, zmieniło się na ogromny plus. Jest bardzo starannie wykonane, masywne, eleganckie, z lusterkiem. Cieni można używać 24 miesiące od otwarcia, a więc długo.



Taki a nie inny zestaw kupiłam z myślą o jego "samowystarczalności", zwłaszcza na wyjazdach. Są cienie jasne, jest brąz, czerń - czyli wszystko, co potrzebne do zrobienia i delikatnego dziennego makijażu, np. z kreską, i wieczorowego smoky. 


Zacznę od ulubieńca, czyli matowego brązu w idealnym dla mnie odcieniu. Absolutnie nie jest ciepły, ale nie jest też bury, w stronę taupe - to przepiękny, neutralny w stronę chłodnego kolor, który posiada niesamowitą pigmentację i rozciera się jak marzenie. Nie ma w sobie czarnej bazy, jest pod tym względem "czysty", co jest jego wielką zaletą. 
Matowa czerń nie wymaga długiego opisu - jest intensywna, również pięknie się blenduje, można nią przyciemniać kąciki i robić kreski.
Zdarza się, że coś się z tych matów osypie przy nakładaniu, ale są to raczej incydenty. Generalnie cienie bardzo ładnie trzymają się pędzla. Praca z takimi kosmetykami to czysta przyjemność i oszczędność czasu.

Kolory jasne oznaczyłam jako 1 i 2, żeby je jakość rozróżnić, bo... no właśnie, są do siebie łudząco podobne. Co ja bym dała, żeby zamiast któregoś z nich znalazł się satynowy róż lub choćby zwykły, matowy beż... 1 w opakowaniu wpada bardziej w róż, 2 w żółć, ale na oku te różnice nie są w ogóle dostrzegalne. 1 po nałożeniu na powiekę wydaje się być bardziej półtransparentna, satynowa, a 2 mocniejsza i perłowa, ale nadal są to detale. Wiele też oczywiście zależy od pędzla, jakim się je nakłada. Bardzo dobrze, że takie odcienie znalazły się w podstawowej paletce, wyglądają ładnie, można nimi pokryć całą powiekę do delikatnego makijażu bądź mocniej rozświetlić kącik, ale jest ich o jeden za dużo. 


A tu przykładowy makijaż z wykorzystaniem wszystkich 4 cieni prezentowanej paletki:


Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Urban Decay - Primer Potion Original 
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. żel do brwi l'Oreal - Brow Artist Plumper / Transparent
4. kredka Gosh - Velvet Touch Eye Liner / Black Ink
5. paleta Bikor z serii Morocco 4 Shadows  /nr 8 (Creme brûlée) - wszystkie kolory
6. tusz do rzęs Max Factor - Masterpiece Transform / black


Jeżeli skusicie się na Creme brûlée, koniecznie dajcie znać, jak wrażenia. Cienie Bikor niezmiennie polecam, jakość niesamowita (pomimo nie do końca udanego zestawienia w tej paletce).

2 cienie GlamShadows + pędzel T101 - pierwsze wrażenie

$
0
0
Popełniłam małe zakupy, na próbę. Zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami o cieniach GlamShadows, przy okazji nabywania pędzla T101, postanowiłam dać im szansę. Konkurencję w mojej skromnej obecnie kosmetyczce mają nie byle jaką. I świetnie dały sobie radę! Jest to opis moich pierwszych wrażeń, ale ufam, że nic się w tym temacie nie zmieni (a jeżeli tak, na pewno zrobię update). 


Zamówiłam dwa kolory o mocno błyszczącym wykończeniu - Czekoladową Różę i Kosmiczną Pieczarkę. 



Już na wstępie zaznaczę, że na stronie sklepu Glam są one niestety i źle sfotografowane, i źle opisane. Kosmiczna Pieczarka miała być "szaro-brązowo-fioletowa", a ja w niej widzę po prostu gorzką czekoladę z chłodnym, srebrzystym połyskiem. Domieszka fioletu jest niestety znikoma.
Tak to wygląda na stronie:



Tak ja i mój aparat to widzimy:


Przy Czekoladowej Róży liczyłam na obiecywany kolor brązowo-różowy, w rzeczywistości jest to rudy brąz ze złotawym połyskiem.


Generalnie oba cienie wyglądają jak siostry, tylko z innych temperaturowo bajek. Roztarte na ręce niby zupełnie inaczej, ale na niewielkiej powierzchni powieki różnica nie jest mocno zauważalna.


Na bazie Urban Decay prezentują się tak:



A teraz do zachwytów: cienie prezentują się naprawdę przepięknie. Mają bardzo mocno błyszczące, wręcz mokre wykończenie. Ich pigmentacja jest świetna, ładnie trzymają się pędzla, ale i doskonale oddają kolor na powiekę, nie trzeba się męczyć z wielokrotnym dokładaniem. Łączenie, rozcieranie - bajeczne. Jestem naprawdę ogromnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się aż tak wysokiej jakości za 12 zł. GlamShadows zamieszkają sobie obok cieni Bikor i wstydzić się wcale nie muszą - te egzemplarze są dużo tańsze, ale równie dobre. Na pewno dokupię kolejne kolory, być może coś z matów i duochromów. Jeżeli macie swoich ulubieńców, koniecznie napiszcie.

Pędzla T101 jeszcze niestety nie testowałam (kupiłam go do podkładu mineralnego), na razie mogę powiedzieć tyle, że wygląda na porządnie wykonany, odpowiednio napakowany sprężystym, miłym w dotyku włosiem. Pożyjemy, zobaczymy :)




prosty makijaż wielkanocny

$
0
0
Tzw. post przy okazji - zrobiłam sobie makijaż na świąteczny obiad, miałam chwilę na zdjęcia, więc stwierdziłam, że wrzucę, dawno nic tego typu nie było :) W ruch poszły cienie Bikor, GlamShadows i rzęsy Ardell. Generalnie makijaż jest szybki, prosty i rozświetlający.



Użyte kosmetyki:
2. puder do brwi Golden Rose /107
6. kredka Inglot - Kohl Pencil / 05
7. tusz do rzęs Max Factor- False Lash Effect /black
8. żel do brwi l'Oreal - Brow Artist Plumper / Transparent
9. sztuczne rzęsy na pasku Ardell - Babies Black + klej do rzęs Ardell

Pomadka: NYX - Soft Matte Lip Cream / Addis Ababa

Pędzelki: Hakuro H70, Hakuro H76; Zoeva 230 Luxe Pencil; Zoeva 227 Luxe Soft Definer; Zoeva - 322 Brow Line; I on Beauty - Angle Eyeliner


A przy okazji - Wesołych Świąt ;)


odrobina błysku + eyeliner Eveline Art Make-up

$
0
0
Korzystając z chwilki wolnego czasu, postanowiłam wpuścić do makijażu odrobinę błysku oraz pochwalić eyeliner w pisaku marki Eveline - Art Make-up.




Oko wygląda tak:


Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Urban Decay - Eyeshadow Primer Potion
2. puder do brwi Golden Rose /107
3. żel do brwi l'Oreal - Brow Artist Plumper / transparent
4. paleta cieni Bikor - Morocco 4 Shadows - Creme brûlée (nr 8) /świetlisty róż, brąz
5. paleta cieni Zoeva - Rodeo Belle / Yee Haw!
6. eyeliner w pisaku Eveline - Art Make-up / czarny
7. tusz do rzęs Max Factor- False Lash Effect /black
8. sztuczne rzęsy na pasku Ardell - Babies Black + klej do rzęs Ardell
9. Makeup Revolution - Awesome Metals Eyeshadow / Pure Platinum

Pędzelki: Hakuro H70; Zoeva 230 Luxe Pencil; Zoeva 227 Luxe Soft Definer; Zoeva 320 Smoky Liner; I on Beauty - Angle Eyeliner


Eyeliner Eveline Art-Make-up to kosmetyk w pisaku. Końcówka  to ostro zakończona gąbeczka, którą można narysować zarówno cienką, jak i grubszą kreskę. Nie jest ani zbyt wiotka, ani za twarda, więc da się ją docisnąć we właściwy sposób i mieć nad nią kontrolę. Czerń jest bardzo mocno napigmentowana, matowa i faktycznie, jak obiecuje producent, niezwykle trwała. Podczas demakijażu dwufazówką nie rozpuszcza się, ale odchodzi płatkami. Co ważne, pisak nie wysycha szybko, można go spokojnie używać kilka miesięcy. Jedynym mankamentem tego eyelinera jest jego opakowanie. To moja druga sztuka i dzieje się z nią to samo, co z poprzednią: podczas odczepiania zatyczki, na końcówce pisaka zostaje jej wewnętrzna część, którą łatwo zgubić. Później trzeba się też trochę namocować, aby eyeliner został dobrze zamknięty. No ale wybaczam i pozostaję mu wierna, zwłaszcza, że kosztuje ok. 13 zł.







podkład mineralny Pixie - Minerals Love Botanicals

$
0
0
Oj, jak dawno mnie tu nie było :) Trochę ze zmęczenia materiału, a trochę z braku czasu na zdjęcia, co wiąże się z ograniczeniem kolorówki do niezbędnego minimum. Jednak o ile w moje ręce wpadnie jakiś fajny produkt, zamierzam tu nadal pisać. Dziś będę trochę straszyć, bo pokażę Wam moją facjatę bez podkładu, ze wszystkimi zaczerwieniami, przebarwieniami i pozostałościami po "nieprzyjacielach" celem ukazania działania mineralnego podkładu marki Pixie - Minerals Love Botanicals w odcieniu Dune.


Producent podaje, że jest to podkład, który łączy minerały oraz substancje roślinne: sproszkowany bambus i mączkę owsianą. Minerals Love Botanicals mają zapewniać odpowiednie krycie i jednolite, jedwabiste wykończenie.
Nie są  to moje pierwsze prawdziwe minerały. I muszę przyznać, że raczej nie używam ich przez okrągły rok. Ze względu na niesamowitą lekkość i brak uczucia tłustej warstwy na skórze, uwielbiam nosić je w sezonie wiosenno-letnim. Dobrze sprawdzają się nawet w wysokich temperaturach. Ze względu na to, że mam cerę mieszaną w stronę suchej, zimą preferuję już tę ochronną, lepką warstewkę mieć. Mrozy i niezbyt wilgotne powietrze dodatkowo wysuszają mi skórę, a kosmetyki tego typu wyglądają pięknie pod warunkiem, że jest ona naprawdę zadbana. A zimą, mimo moich usilnych starań, bywa różnie.
Podkład wygrałam u producenta w fejsbukowym konkursie. Nie wiem, czy zdecydowałabym się w ciemno na zakup pełnowymiarowego opakowania, bo w porównaniu do konkurencyjnych marek, produktu jest w opakowaniu mniej, a  cena dużo wyższa. Okazało się jednak, że jest niesamowicie wydajny, dużo bardziej niż Lily Lolo, których wcześniej używałam. Poprosiłam o kolor Dune, który jest bardzo, ale to bardzo żółtym odcieniem, co jest dla mnie strzałem w 10. Na stronie opisywany jest jako dedykowany do karnacji bardzo jasnej o intensywnych oliwkowo-żółtych tonach. Nie jest to zatem ciepła żółć w stronę znienawidzonej przeze mnie jajecznicy, tylko coś dużo chłodniejszego. Bingo.


Opakowanie jest stosunkowo niewielkie, wykonane z solidnego plastiku, który w dolnej części do złudzenia przypomina szkło. Górna, czarna, jest matowa i powleczona jakby gumową warstewką, która dość łatwo się brudzi i ciężko ją doczyścić. Sam podkład zabezpieczony jest przed wysypywaniem się za pomocą przekręcanej części zasłaniającej dziurki i jest to naprawdę świetny pomysł, który chętnie widziałabym w sypkich pudrach innych firm. Do aplikacji używam zbitego, puchatego pędzla typu kabuki.


Po tym przydługim wstępie pora na prezentację efektów. Zdjęcia przed i po - niestety obecnie jest co zakrywać, mam sporo różnego typu przebarwień + czerwony od kataru nos:


Zbliżenia:


Jak możecie zauważyć, krycie nie jest mocne i bez korektora raczej się nie obejdzie, ale trzeba też podkreślić, że zdjęcia robione były przy użyciu dwóch mocnych lamp i w rozproszonym świetle dziennym zaczerwienienia są mniej widoczne. Baza pod podkład mineralny w przypadku suchej skóry powinna być mocno nawilżająca, inaczej ciężko go będzie nałożyć i łatwo się zetrze. Możecie zauważyć, że wokół nosa, czyli w miejscu, w którym skóra jest trochę podrażniona przez chusteczki, dość nieładnie osiadł, ale widać to tylko z bliska, a same zaczerwienienia dość ładnie zneutralizował. Generalnie minerały wyglądają tak, jak by ich nie było, czyli bardzo naturalnie, a mimo wszystko ujednolicają koloryt i faktycznie nadają lekko aksamitnego wykończenia. No i mają jeszcze jeden ważny plus: są barierą dla szkodliwych promieni słonecznych. Polecam  do codziennego stosowania, bo są korzystne dla cery, także tej problematycznej, trądzikowej i szybkie w aplikacji. Utrwalam je pudrem, jak każdy inny podkład.

GlamGlue

$
0
0
Dziś będą zachwyty. Po trzech dniach zabawy z klejem do cieni i pigmentów GlamGlue z GlamShopu, postanowiłam podzielić się moim pierwszym wrażeniem.




GlamGlue jest polski, tani i świetny. Najlepsza baza pod cienie jaką kiedykolwiek miałam, a trochę ich przerobiłam. Mam również porównanie do kleju do brokatów marki Kryolan oraz Inglotowskiego Duraline - klej z kolekcji GlamShopu jest dużo, dużo lepszy. W buteleczce z aplikatorem znajdziemy 6,5 ml przeźroczystego żelu, którego ważność od otwarcia to 12 mcy.


Trochę osób narzeka na opakowanie, że lepsza byłaby tubka - a mnie się sposób aplikacji bardzo podoba. Jednorazowy maz końcówki na dłoń wystarcza na pokrycie całej górnej powieki. Robię to pędzelkiem, żeby rozprowadzić klej cienką warstwą i bardzo dokładnie. Nie trzeba odczekiwać na przyschnięcie, można od razu nakładać cienie, pigmenty, brokaty - co tam chcecie. To, co robi GlamGlue jest po prostu zachwycające. Niesamowicie podbija moc kolorówki, wyciąga z każdego jednego produktu wszystko co najlepsze i sprawia, że te z błyskiem wyglądają wręcz metalicznie. Pracuje się na nim niezwykle łatwo. Nie tworzy się skorupka ani "błotko", nic się nie ślizga ani nie klei. Dzięki niemu chyba wrócę do pigmentów, bo teraz używa się ich tak samo przyjemnie jak prasowanych cieni. No i trwałość... Wieczorem makijaż wyglądał tak, jak by dopiero co był wykonany. Dodam jeszcze, że przy moich wrażliwych oczach nic mnie nie szczypie, nie piecze, nie swędzi. Klej jest lekki i zupełnie nieinwazyjny.

A teraz kilka przykładów - pigment Inglota nr 85


I makijaż z jego użyciem (na GlamGlue nałożone są również cienie z GlamShopu, czyli beztalkowiec Perlage oraz Kosmiczna Pieczarka)


Inne pigmenty (KOBO) bez bazy i na GlamGlue


Dajcie znać czy podzielacie moje zachwyty ;)

GlamShadows: beztalkowce i różowy mat

$
0
0
Dziś obiecana recenzja moich nowych czterech cieni Glam. Trzy z nich  to beztalkowce, a intensywny róż to klasyczny mat. Wybrałam Perlage, Słodzone Mleko, Mars oraz Cukierek.




 Perlage



Piękny, szampański jasny beż ze złotą poświatą. Kolor na stronie sklepu jest pokazany trochę ciemniej i chłodniej niż ma to miejsce w rzeczywistości. Mimo wszystko Perlage jest dość uniwersalnym, mocno świetlistym cieniem, który z powodzeniem można aplikować na całą powiekę lub w tylko w wewnętrznym kąciku. Na zwykłej bazie, przy pojedynczej warstwie, będzie półtransparentny. Położony na GlamGlue nabierze mocno żółto-złotawego koloru i stanie się metaliczny.

Słodzone Mleko


Podobny do Perlage jeżeli chodzi o właściwości, zastosowanie i jasność, różni się natomiast kolorem i temperaturą: jest wyraźnie różowy i ma zimny, srebrzysty błysk. Przepięknie wygląda na oku w towarzystwie Kosmicznej Pieczarki. Na stronie sklepu wydaje się jak by wpadał w siny fiolet, co nie jest prawdą.


Oba kolory obok siebie


Mars

 
Największa wtopa sklepu jeżeli chodzi o przedstawienie koloru, co widać również po komentarzach. Pokazany jest zupełnie inaczej niż wygląda: jako bardzo ciemny, fioletowo, śliwkowy brąz. 



W rzeczywistości Mars zawiera dużo czerwonego pigmentu i jest kolorem raczej ciepłym. Określiłabym go jako jasne bordo pomieszane z brązem. Nałożony na zwykłą bazę wygląda o wiele mniej efektownie niż na GlamGlue. Na tym drugim staje się bardzo intensywny i metaliczny. 


A tak omawiane beztalkowce prezentują się na powiece na bazie GlamGlue:



Beztalkowce są bardziej suche i zbite niż GlamShadows z talkiem, które posiadam. Nie dają tego uczucia masełkowatej, miękkiej konsystencji, co nie oznacza wcale, że sprawiają trudność przy nakładaniu. Jeżeli chcemy uzyskać delikatny efekt, tradycyjna baza będzie dobrym wyborem. Ja polecam jednak pobawić się z GlamGlue, który wyciągnie z tych cieni wszystko co najpiękniejsze i sprawi, że ich kolor stanie się naprawdę intensywny. Używam do nich różnego rodzaju pędzelków typu koci język lub pencil, włosie powinno być zwarte, gęste i sprężyste, aby nabrać odpowiednią ilość kosmetyku.

Cukierek

 
Kolor przyszedł na szczęście taki, jakiego się spodziewałam. Określiłabym go jako typowy Barbie-róż, intensywny i bez morelowych tonów. Pojedyncza warstwa zapewni delikatne krycie, ale na szczęście można je stopniować.Konsystencję ma fajną, nie kredową, nie sypie się jak szalony i ładnie łączy z innymi cieniami.
Na bazie Inglota wygląda tak:



 
Jeżeli macie GlamShadows, podzielcie się spostrzeżeniami, bo zasadzam się na kolejne ;)




 
Viewing all 67 articles
Browse latest View live