Witajcie po baaaardzo długiej przerwie. Nałożyło mi się trochę dużych zmian (m.in. moje makijaże krok-po-kroku będą się ukazywać na jednym z portali internetowych :), ale już powoli się ogarniam i mam nadzieję, że ten stan potrwa długo i powrócę do regularnego wrzucania tu moich oczu. Zakupiłam też lampę pierścieniową - myślę, że jakość zdjęć jest teraz lepsza, nie ma wrednych, ostrych cieni. Chcę dziś zaprezentować cień KIKO w kremie, który testuję już jakiś czas. Posłużył mi jako baza mocno błyszczącego makijażu, który może któraś z Was zaadaptuje na wesele albo inną imprezę - zarówno prasowany Too Faced - Frost, jak i folia z MUR niesamowicie mienią się w sztucznym świetle. Wygląda to milion razy lepiej na żywo, niż poniżej, ale co zrobić - takie uroki fotografii :) Większe "kropy" brokatu to folia MUR, a ten drobny pyłek, to cień Frost.
Użyte kosmetyki:
1. baza pod cienie Too Faced - Shadow Insurance
2. puder do brwi Golden Rose / 104
3. cień w kremie KIKO Milano - Cream Rush nr 04
5. paleta cieni Too Faced - La Belle Carousel / odcień Frost
8. kredka Oriflame - Kohl Pencil / odcień Nude
9. tusz do rzęs Max Factor - Masterpiece Max / black
10. cienie Inglot Rainbow 117 R / średni i najciemniejszy brąz
Pędzelki: I on Beauty - Contour; I on Beauty - Angle Eyeliner; Hakuro H70; Hakuro H76; Zoeva 227 Lux Soft Definer; Maybelline - pędzelek do eyelinera
A to dzisiejszy bohater - cień w kremie KIKO Milano - Cream Rush nr 04. Rzadko spotykane cudo, naprawdę. Konsystencja bardziej przypomina mus niż mazisty krem (jakim są np. Color Tattoo Maybelline). Nabiera się na pędzel lekko i pięknie, gładko, równo nakłada się na powiekę. Kiedy już zaschnie, trwa w niezmienionym stanie do późnych godzin nocnych (miałam go raz na oczach 12h). Kolor 04 jest intrygujący i uroczy - trochę róż, trochę taupe na beżowej bazie; kryje bardzo mocno. Najczęściej łączę go z czymś perłowym lub połyskującym, bo nie przepadam za totalnym matem na powiekach. Z minusów, bo zawsze jakieś są - nie da się na nim blendować cieni, jedynie dokładać poprzez wklepywanie (w przeciwnym wypadku powstaną plamy i przetarcia). No i czas zdatności do użytku według producenta to tylko 6 miesięcy. Mimo to, pewnie sięgnę po jeszcze jakiś kolor. To kolejny kosmetyk z KIKO, z którego jestem bardzo zadowolona (ukłony w stronę MostlyAhhhs! :)