Tematem dzisiejszego posta jest recenzja gąbeczki do podkładu marki Yves Rocher, ale najpierw chciałam Was zaprosić na makijaż krok-po-kroku, który ukazał się na portalu, gdzie od niedawna w dziale Uroda można znaleźć moje makijaże i porady :) Mam nadzieję, że nawet największy laik będzie wiedział co i jak. Jest to klasyczne, wieczorowe smoky. Zdjęcia i instrukcję znajdziecie tutaj
I przechodzimy do obiecanej recenzji blendera Yves Rocher. Wiem, że był on przez długi czas przetrzymywany w salonowych szafach, trzeba było się o niego pytać, panie wyciągały ten specjał z szuflad... Nie jest również dostępny w sklepie online. Wielka szkoda, bo gąbeczka jest naprawdę zacna.
Wiem, na pierwszy rzut oka wygląda dość paskudnie ;) Jest to stan po 2 miesiącach regularnego używania. Te dziwne pręgi i kilka brązowych kropek to przebarwienia po podkładach, których za cholerę nie mogę zmyć (próbowałam olejami, mydłem i szamponem). Tak czy siak, blender nadal jest w bardzo dobrym stanie, jeśli chodzi o funkcje użytkowe. Poza niewielkimi, płytkimi pęknięciami "w pasie" i paroma wgnieceniami od paznokci (mea culpa) nie doznał uszczerbku. Jest miękki i sprężysty, zachował ładny kształt z ostrym dziubkiem włącznie. Pod względem twardości klasyfikuję go jako bardziej miękki niż blender z Vipery i nieco twardszy i zbity niż gąbeczka z Oriflame. Ogólnie, na świeżo myje się dość łatwo, ale gdy nie wzięłam się za pranie od razu, bywało, że musiałam się trochę namęczyć i wspomóc olejkiem. Na pewno używałabym YvesRocherowej gąbeczki nadal, gdyby nie fakt, że przeżywam teraz płomienny romans z sypkim podkładem mineralnym, więc pędzle wróciły do łask :) Jak na swoją bardzo dobrą jakość blender kosztuje niewiele, bo 19,90 (z tego co pamiętam), więc naprawdę warto go wypróbować.
Miłego oglądania zdjęć i do następnego!