Pastwienie się nad kosmetykami i akcesoriami do makijażu nie sprawia mi jakiejś szczególnej przyjemności, ale tym razem mam poczucie misji wynikające z wkurzenia na blogerki, które zachwycają się tanią darmochą totalnie niewartą tych paru złotych, które trzeba by na nią wydać. Dziś będzie o pędzlu do podkładu oraz pędzelku do eyelinera/brwi markiDonegal.
Opakowania, jak w przypadku gąbki, ładne i solidne.
Nie wiem kto jeszcze używa płaskich, języczkowych pędzli do podkładu? Producent sugeruje nam nawet, że można takim aplikować minerały. W pudrze. Mega śliskim, płaskim pędzlem o niewielkich rozmiarach. Tak.
Pędzla do podkładu nie użyłam ani razu, nie znajduję dla niego zastosowania. Mógłby się sprawdzić faktycznie do nakładania maseczek (wolę palcami) albo bazy (u mnie to po prostu krem). Ale odłożę do pudełka, może się przyda, jak kogoś będę okazjonalnie maziać na jakieś wesele. Pomimo, że nie był prany ani maltretowany, od razu po wyjęciu z opakowania i pomizianiu się po ręce, zaczęły się z niego sypać włosy. Na zdjęciu uwieczniłam 3, ale było ich dużo więcej. Niefajnie.
Donegal poszalał również z opisem drugiego pędzelka. Ciekawe jaka kreska wyszłaby spod tak szerokiego, nieprecyzyjnego pędzla. Nadaje się on tylko do wypełniania brwi, ale łapie tak mało kosmetyku, że trzeba się nim ostro namachać. Odradzam fankom mocno wyrysowanych i równych brwi.
A wykonanie reszty... Na pierwszy rzut oka wszystko pięknie i cacy. Ładne cieniowane, dobrze doklejona skuwka w jakże modnym kolorze. Niestety, po tygodniu używania zauważyłam na trzonku czarne rysy.
To by było chyba na tyle przygody z marką Donegal, więcej mi na pewno niczego nie przyślą, a ja sama się raczej nie skuszę na nowości ;)